Na naszej Aukcji 20 – Ort lwowski Jana II Kazimierza
Jeśli mielibyśmy wskazać tylko tę jedną jedyną monetę z oferty nadchodzącej aukcji, która absolutnie rozłożyła nas na łopatki i spowodowała, że dosłownie zaniemówiliśmy z wrażenia, bez dłuższego zastanowienia wskazalibyśmy na tego oto orta lwowskiego Jana II Kazimierza. Dlaczego prezentujemy go teraz? Zostawiliśmy go sobie na deser – jest to bowiem ostania prezentacja przed otwarciem pełnej oferty naszej nadchodzącej aukcji. Już za kilka godzin będziecie mogli zapoznać się z całością i zarejestrować się do naszego wydarzenia.
Nie będziemy pisali tu o zjawiskowej, wyśmienitej czy wyjątkowej monecie, bo nie m tak naprawdę dobrych słów, które oddałyby całe piękno tego egzemplarza. KOSMICZNIE ZJAWISKOWY? Już brzmi lepiej, ale to tez jeszcze nie jest to.
Wszyscy, którzy choć trochę interesują się mennictwem Polski Królewskiej doskonale wiedzą, że orty lwowskie wizualnie do najpiękniejszych nie należą. Znaleźć egzemplarz dobrze i równo wybity już jest dużym wyzwaniem, ale dołączyć do zbioru egzemplarz, który zbliża się nawet do stanu menniczego to już nie lada wyzwanie czasowe i cenowe. W pełni menniczych egzemplarzy zwyczajnie nie ma na rynku. Znaczy się nie było do tej pory, bo w tym oto momencie na rynku aukcyjnym pojawi się prawdopodobnie pierwszy, w pełni menniczy egzemplarz orta lwowskiego 1656.
Szóstaki i orty lwowskie za panowania Jana II Kazimierza wybijano wyjątkowo niestarannie. Nie przykładano się ani trochę do jakości wykonania wizerunku. Do pracy nad stemplami zatrudniono niewykfalifikowany w produkcji monetarnej personel grawerów. Zarówno portret króla, jak i herby ani trochę nie równały się standardom do innych, równolegle emitowanych monet z innych mennic. Te w odbiorze wizualnym były po prostu brzydkie. Król ani trochę nie był królewski. Związane było to przede wszystkim z tym, że produkcja mennicza we Lwowie w okresie szwedzkiego potopu organizowana była naprędce. Nie chodziło ani trochę o wyemitowanie ładnej monety, podkreślającej majestat królewski, ale o jak najszybsze wyprodukowanie „gotówki” na czas wojny.
Do wybicia tych monet wykorzystano srebra kościelne przekazane z trzech diecezji: przemyskiej, krakowskiej i poznańskiej. Rudolf Mękicki w swoim opracowaniu o działalności mennicy lwowskiej w latach 1656-57 podaje konkretne dane o ilości przekazanego srebra na poczet produkcji menniczej.
Z diecezji przemyskiej przekazano niemal 2219 grzywien srebra co dawało 447 kg tego kruszcu. Kilka miesięcy później pułkownik Butler nadesłał dodatkowo z tej diecezji skrzynię srebra o wadze ok. 48 kg (237,5 grzywien).
Diecezja krakowska 1161 grzywien (ponad 234 kg srebra) oraz w kolejnej transzy ponad 1962 grzywien co dawało ponad 395 kilogramów srebrnego kruszcu.
Do mennicy lwowskiej trafiło również 335,5 grzywny srebra (ponad 67,5 kg) przekazanych z diecezji poznańskiej.
Swój wkład miał również kościół w Janowie, który dostarczył 433 grzywien srebra (ponad 87 kg)
Jeśli zliczymy wszystko, to okazuje się, że mennictwa lwowska w krótkim czasie zgromadził ponad 1.5 tony srebra. Za danymi z opracowania R. Mękickiego podajemy, że ze zgromadzonego srebra w roku 1656 wybito 11 988 sztuk szóstaków oraz (w latach 1656-1657) 207 075 sztuk ortów.